Pierwszy start
czas 1:56, nieźle jak na debiut. |
Jestem po pierwszym stracie w półmaratonie. Gdyby parę miesięcy temu, ktoś powiedział mi, że przebiegnę ponad 21km,to maiłbym niezły ubaw...a jednak. Ponad trzy miesiące treningów, podbiegów,wybiegów, interwałów, wstawania o świcie,żeby zdążyć przed pracą i...udało się! Czytając różne fora dla biegaczy, często przewija się tam wątek motywacji i wyznaczania konkretnego celu. Ja mam bardzo konkretny cel i bardzo dużą motywację!Biegam i zbieram pieniądze dla Bartka, i wiem, że dzięki temu, nigdy nie zabraknie mi sił i właśnie motywacji. W akcji, którą wspólnie z żoną wymyśliliśmy zamierzam przebiec maraton, ale w głowie mam jeszcze kilka pomysłów, dzięki którym być może uda mi się uzyskać sponsorów. Wiem, że realizacja niektórych akcji będzie bardzo trudna nie tylko pod względem wytrzymałości fizycznej,ale wiem również,że warto próbować a czasami los stawia na naszej drodze ludzi,którzy po prostu mogą pomóc i robią to.
Za sobotni bieg, mój syn dostał 5000zł od organizatora,firmy WTÓRPOL, bardzo wiele osób z rodziny oraz z pośród bliższych i dalszych znajomych wpłacało pieniądze na konto akcji. Dzięki temu, mogę powiedzieć sobie, ze robię wszystko co w mojej mocy, żeby pomóc mojemu dziecku!A tym osobom po prostu serdecznie DZIĘKUJĘ!
Sam bieg był dla mnie ciężki. Trudna trasa + pogoda, a właściwie upał zrobiło swoje. Starałem się nie "podpalać" i nie biec za szybko. Plan był tylko taki, żeby przebiec w granicach 2h.
Pamiętam, że strasznie się denerwowałem. trema debiutanta! Nie bardzo wiedziałem gdzie się ustawić, więc nieśmiało stanąłem na końcu stawki, nie chciałem nikomu tarasować drogi. Błąd. Jak się szybko okazało, to mi drogę tarasowano. Kilak wolnych kroków i biegnę. Spokojnie, tylko spokojnie. Nie podpalaj się! Podbieg na drugim kilometrze. W połowie "górki" mija mnie czołówka biegaczy, którzy już wracają. To nie są normalni ludzie - tak sobie myślę. Biegnę. W połowie pierwszej pętli widzę Karolinę i Bartka. Karolina jest zdenerwowana, poznaje to po Jej twarzy. Bartek usnął w wózku, za gorąco jak dla niego. Uśmiecham się i biegnę dalej. Martwi się o mnie...Dam radę. Wracam, i znowu ten sam podbieg, teraz to już chyba 14km. Daję radę wbiec a co raz więcej osób idzie.Też mi to przeszło przez myśl, ale nie - biegnę. Już końcówka, już jestem blisko. !9 kilometr, ale fajnie, uda się!Będzie niezły czas, ale...Nie mam siły! Na 19km na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami! Muszę przejść do marszu, nie daje rady!O co chodzi?!No tak, nic nie jadłem od 8.30!Jest prawie 13!Idę i widzę jak wyprzedza mnie starsza pani...Zaczynam truchtać, biec. Mijam starszą panią, uśmiechniętą i szczęśliwą. Nie wiem skąd mam siły. Ostatnie metry, to już wręcz sprint i wyścig z jakimś chłopakiem, który też przed chwilą szedł...meta. Koniec.
udało się. Mój pierwszy start.
Swój medal oddaję Bartkowi. Jak się później okaże, będzie to taka nasza mała tradycja.
Razem z Bartkiem odbieramy symboliczny czek. |
0 komentarze: