O Sądeckiej Dyszcze pisze Radek




Siódmy kilometr, czyli Bieganie między Sączami.

Coś wspaniałego, jak dzisiaj biegaczy rozpieściła pogoda w Małopolsce! Słoneczko niegorące pieściło w trakcie rozgrzewki, kiedy wylawszy się tłumem z autobusów, rozgrzewaliśmy się na starosądeckim Rynku. SĄDECKA DYCHA O PUCHAR NEWAGU.
Jakiegoż ja miałem przedstartowego doła! Podchodząc do startu myślałem, że z tego nic nie będzie. Tuż przed wyjazdem na start z Nowego Sącza dotarła do mnie wielce smutna wiadomość o śmierci Przyjaciela, Strażaka, który bardzo wiele mnie nauczył... Udział zaplanowany był od dawna i niejako wymusił mój start. Szybciuteńko po rozgrzewce, o 13.00 chóralne odliczanie przeszło 400 biegaczy i strzał. Poszli w dół. Przybijamy piątki z Tomkiem i Szczepanem- razem ze mną trzech "Bartkowców". Walczymy Panowie! Ja po cichu mówię sobie, że dziś biegnę także dla Jurka, by uczcić jego pamięć i przeżyte w boju chwile... Po starcie lekko w dół, potem mocniej. Trzeba wykorzystać grawitację! Dłuuugie susy, pilnuję kadencji: raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, jak na lekcjach muzyki w podstawówce.
Jak ja dobrze znam tę trasę z podróży służbowych! Zza szyby auta mija szybko, bezboleśnie. Biegnę też bezboleśnie, choć od 4 km już bez szaleństw. Kalkuluję, równam. Mija piątka, patrzam na stoper i stwierdzam że życiówka poszła się paść. Ale lecę- po to tu jestem. Cały czas kręcę się wokół dziewczyny która, choć dość ciężko stawia stopy, bardzo dobrze biegnie. Przyczepiam się ramię w ramię. Na piątym km proponuję jej wodę. Przyjmuje, popija, oddaje. Radek- mówię, ale ona nic. Focha nie strzelam. Lecimy razem, ale mnie po chwili rwie w przód. Jest znana mi z limanowskiego Forresta pani! Ta PANI zasługuje na szacunek, bo jest po 70-tce a śmiga jak trzeba! Trzymam się Jej teraz, również ramię w ramię. Ale wtem zaczyna mi uciekać... "Ja się muszę Pani trzymać, przetrwać, nie stracić z oczu. Realizuję, choć słabnę. Nadchodzi SIÓDMY. Miazga w głowie, jestem zmęczony. Niby nic mnie nie boli, brak kolki etc. Ale mocy brak... Ja pi%#*:?}[$lę! przechodzę w marsz, naciągając nogi jak się da i przyrzekam sobie, że tylko 100 kroków. Po tychże 100 wznawiam bieg. Odrabiam to co straciłem. "Po?/%$#)bało Cię??? Jak raczysz IŚĆ NA BIEGU, to miej przynajmniej godność i odrabiaj stopniowo!"... Znowu idę! Wstyd mi jak pieron. Pani Starsza Biegaczka jakieś 70 metrów przede mną. Wymiata. Pojona wcześniej Biegaczka też! I coś niesamowitego się stało po wznowieniu biegu. Przeszedł mnie dreszcz. "Czujesz obiboku metę przez skórę, czyż nie?". Ten dreszcz był dobry! Poskramiając głowę ciałem, ciało głową rżnę naprzód. Chrzanić życiówkę! Biegnij, just run. Dochodzę Panią Starszą i pytam, czy mogę służyć wodą? "Dzięki, poradzę sobie" mówi, odpowiadam "powodzenia"i wyprzedzam. Jest i pojona wcześniej Biegająca, śmigam. Jeszcze 1,5km, a ja frunę. Wzniosłem się ponad niedoskonałości cielesne wszelakie. Dosłownie Ludziska jak w Nirvanie. Nic mnie nie obchodziło. Że boli kolka, że brakuje mi tchu, że...fafafa! Leciałem jak na skrzydłach i wcale nie padłem po mecie, a jedynie przykucnąłem na chwilkę po czym poleciałem z powrotem z medalem na szyi pomóc Kolegom. Brawo Koledzy! Wszyscy złamaliśmy oficjalne życiówki! A ja z dumą mogę wspominać jak słyszałem urywane słowa odczytywane przez Kibiców z mojej koszulki na którą finiszując wskazywałem. Bo biegnę, żeby Bartek mógł biegać!






2 komentarze:

  1. Tak sobie myślę, że z tych wszystkich wpisów fajna by była książka- i do śmiechu, i do łez, i do nauki, ale najpiękniejsze to są relacje między WAMI oraz cel jaki sobie postawiliście, brawo !!! Ja wierzę, przyjdzie taki piękny dzień, że Bartek z Wami pobiegnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. W naszej Drużynie, chociaż nieoficjalnej panuje świetna atmosfera. Uwielbiamy spotykać się z tymi ludźmi, chociaż często jest tak, że znamy się tylko z sieci.
      Książka?Kto wie?Może kiedyś ;)
      A Bartek będzie biegać z nami, tego jestem pewien!
      Pozdrawiam!

      Usuń