Drużyna Bartka na Festiwalu Biegowym w krynicy - relacja Radka.
Pamiętacie Radka? Facet, który zaczął biegać dla Bartka, rozbiegał się na dobre! Co więcej, za każdy Jego bieg, Bartek dostaje 100zł od sponsora! Taki jest Radek obrotny ;)
A przy okazji bardzo przyjemnie pisze o bieganiu. Zapraszam do lektury.
Krynica, Życiowa Dziesiątka.
Wczoraj był piękny dzień. Mimo, że pobudka mało (dla mnie) weekendowa. Ale wyjątkowo bez marudzenia. 6.15 i basta, na równe nogi. Bez kawy, ale ze śniadaniem. Kawę zrekompensowały emocje, które odczuwałem już wczoraj po południu, po pracy. Życiowa dziesiątka, życiowa dziesiątka... Festiwal biegowy w Krynicy. No właśnie... oby fastiwal . Na ziemię wcześniej sprowadziło mnie bardzo prozaiczne zdarzenie z poprzedniej niedzieli, o 6.48, kiedy zostałem wezwany do wypadku drogowego. Rozespany zbiegałem po schodach. Za szybko. W efekcie runąłem poślizgnąwszy się na gładkich płytkach, a po upadku zjechałem sobie na dół, aż do legowiska kota który w przerażeniu wytrzeszczał swe żółte małe ślepia. Rozorany prawy łokieć i bulwa na prawej ręce, limo na lewej. Ale na rękach się nie biega za to plecy...uch. Okręciłem się upadając, żeby uchronić kręgosłup. Udało się, ale stłukłem mięśnie. Obolały zwlekałem w przedstartowym wybieganiem dwa dni. Dłużej niż do wtorku się nie dało, więc pełen obaw pobiegłem- jak na mnie przyzwoicie. Potem 4 dni przerwy, dla świeżości. To przyniosło swój skutek, bo we czwartek mnie nosiło, żeby biegać.
Dziś w Krynicy co druga napotkana osoba miała na sobie biegowe buty. Fantastycznie! Wszyscy w uciesze, bez buty. Skromni, ale dumnie wyprostowani. Klasa.
Wczoraj był piękny dzień. Mimo, że pobudka mało (dla mnie) weekendowa. Ale wyjątkowo bez marudzenia. 6.15 i basta, na równe nogi. Bez kawy, ale ze śniadaniem. Kawę zrekompensowały emocje, które odczuwałem już wczoraj po południu, po pracy. Życiowa dziesiątka, życiowa dziesiątka... Festiwal biegowy w Krynicy. No właśnie... oby fastiwal . Na ziemię wcześniej sprowadziło mnie bardzo prozaiczne zdarzenie z poprzedniej niedzieli, o 6.48, kiedy zostałem wezwany do wypadku drogowego. Rozespany zbiegałem po schodach. Za szybko. W efekcie runąłem poślizgnąwszy się na gładkich płytkach, a po upadku zjechałem sobie na dół, aż do legowiska kota który w przerażeniu wytrzeszczał swe żółte małe ślepia. Rozorany prawy łokieć i bulwa na prawej ręce, limo na lewej. Ale na rękach się nie biega za to plecy...uch. Okręciłem się upadając, żeby uchronić kręgosłup. Udało się, ale stłukłem mięśnie. Obolały zwlekałem w przedstartowym wybieganiem dwa dni. Dłużej niż do wtorku się nie dało, więc pełen obaw pobiegłem- jak na mnie przyzwoicie. Potem 4 dni przerwy, dla świeżości. To przyniosło swój skutek, bo we czwartek mnie nosiło, żeby biegać.
Dziś w Krynicy co druga napotkana osoba miała na sobie biegowe buty. Fantastycznie! Wszyscy w uciesze, bez buty. Skromni, ale dumnie wyprostowani. Klasa.
Dla Bartka biegło nas trzech. Podczas rozgrzewki spotkaliśmy się z Państwem z Hike.pl którzy wypatrzyli Bartkowe koszulki: piąteczka, foteczka. No i start. Stanęło 2000 osób (jak podał spiker). Nie biegłem nigdy w tak licznym biegu. Chyba jak na maratonie Ale jak stanąć? Pytam ludzi wkoło jakie życiówki, a oni "45", "48". No to ja się cofam, nie będę przeszkadzał.
Strzeliło i przód poszedł, wśród nas rozbrzmiały oklaski, buzie się uśmiechnęły. "wylewa się ze "start line" ścieśniona piechota, kolorową kolumną bo biegać ochota" Trema poszła w las, a my w trasę. "teraz tylko ja i dycha. Tak, i niech dycha zdycha, a nie ja" - dodałem otuchy sam sobie i truchtam. Do linii startu przemieszczałem się 1,36! Po jej minięciu chciało sie biec, zachęcał dodatkowo pochył terenu, ale trudno biec taranując truchtajcych z przodu... No i zaczęło się lawirowanie. Na chodnik, do osi jezdni, z zatrzymaniem rąk, bokiem... Pierwszy km rozgrzewkowo- 5,57-inaczej nie umiałem.
Drużyna Bartka ;) |
Endo działa, stoper też, kilometry poznaczone, ale kurde co tak w dół? Przecież w tłumie zbiegniemy całą różnice poziomów i potem nic nie da odpocząć... Się przerzedza, a mnie niesie dalej mimo że płasko. Adrenalina działa, szkoda tylko, że zaraz potem nie będzie chciała za mnie oddychać . Uspokajam się i lecę 1, 2, 3km kolka lekka, ale przetrzymam- przeszła. Po trzecim zerkam na stoper- 16.00. Słabo, choć na lekką poprawę życiówki. Czy utrzymam? Tak. Pierwszą szóstkę się biegło świetnie i równo. Sił starczało, tlenu też. Po szóstym błogosławieństwem był strażak z wężykiem. Zdjąłem czapkę i wołam "Heeeej! Całegoooo"! Dostałem po prawym boku od szyi w dół i sobie pomyślałem czy kolo nie wie, że głowa to też do całości??? I jak już go minąłem dostałem serię w łeb . Przeszkolony był, żeby po twarzach nie dawać, zuch chłopak! Chwila ulgi. Ciepło było bardzo. Trasa nieocieniona, samo południe, więc asfalt oddawał dżule obficie. Wszyscy zaczęliśmy zygzakować, żeby załapać się na skąpe plamki cienia przydrożnych drzew. Wydłużam se trasę, pomyślałem, ale było mi wszystko jedno. Zwolniłem. Jest punkt z wodą (organizator mówił w biurze zawodów, żebyśmy zapomnieli), no ale co- przody przeleciały i wszystko wychlały. Widzę jak dziewucha się uwija, bo leje na bieżąco. Zatrzymałem się i mówię "dawaj szybko". Nalała mi może 50ml GAZOWANEJ. Ale mokra więc krzyczę "dziękuję" i biorę skąpy łyczek, resztę na twarz. Miło! Lecę, dzieci machają z zatrzymanego na bocznej drodze samochodu- odmachuję. Może komuś będzie przyjemnie i pomyśli, że biegacze są fajni??? A może zacznie biegać??? Trzeba machać, przecież nie biegnę po złote runo Słabiutko ten 7 i 8 km, słabiutko, bo jak na treningach. Biegnę i nastawiam się, żeby ciało i umysł sprężyć na 9 i utrzymać dobre tempo do końca. Przyspieszam. A gówno! Z gorąca dostaję gęsiej skóry i dreszczy. Minąwszy namalowaną na asfalcie dziewiątkę PRZECHODZĘ W MARSZ... Patrzę na endo i postanawiam że max 100m. Idę bardzo szybko, bo 7.12/km. Uspokajam płuca, gęsia odchodzi, nogi lepsze. Po 60 metrach wznawiam bieg. Niechże już słyszę metę! Potrzebuję KOPA!!! Jesooo, 9,43km dajemy! Na spokojnie, wydłużeniem kroku, równo. Uwaga, będę wyprzedzał! Grupki i pojedynczych, lewą i prawą, jak kto chce Widać barierki, balonów jeszcze nie. Jest Daria z Gabą. Gaba w koszulce właściwej przebiera nogami- zaraz biorę Ją na hol. Zwalniam żeby Jej nie szarpnąć, drę się "Gaba ile dasz rady, dajemy". Zaskoczyła mnie, jak się rozpędziła to finiszowaliśmy razem jeszcze szybciej niż ja sam wcześniej. Lecimy, a tu jakieś 40-50 metrów od mety jakaś bezczelna baba nas chce prawą ścigać więc się drę "Gaba nie dajemy się wyprzedzać" i ciągnę tę małą łapę, żeby dłuższe kroki sadziła. I nie wyprzedziła, hihi .
Kurde! Wszystko się udało 52.36 official, wg endo 51.32 (wedle gps trasa miała ponad 100 metrów więcej niż deklarowana długość, poza tym zygzakowanie moje nieszczęsne). Wynik skromny, ale mam progres. Będę w tym roku biegał ćwiartkę poniżej 50. Ślubuję, chce mi się, warto. Superkoszulka pomaga. Bartek!!! wujek wybiegał Ci pierwszą stówkę . Będzie więcej.
Czekamy przebierając nogami na Sądecką Dychę, no i na tę Kielecką! Biegnę, żeby Bartek mógł biegać!
P.S. Dziękuję Darkowi Cieśla z Raciborza. To ważne, że są na świecie empatyczni ludzie.
Kurde! Wszystko się udało 52.36 official, wg endo 51.32 (wedle gps trasa miała ponad 100 metrów więcej niż deklarowana długość, poza tym zygzakowanie moje nieszczęsne). Wynik skromny, ale mam progres. Będę w tym roku biegał ćwiartkę poniżej 50. Ślubuję, chce mi się, warto. Superkoszulka pomaga. Bartek!!! wujek wybiegał Ci pierwszą stówkę . Będzie więcej.
Czekamy przebierając nogami na Sądecką Dychę, no i na tę Kielecką! Biegnę, żeby Bartek mógł biegać!
P.S. Dziękuję Darkowi Cieśla z Raciborza. To ważne, że są na świecie empatyczni ludzie.
Zdjęcia z biegu o TUTAJ, autor zdjęć Daria Rogalska www.mszanfoto.pl
0 komentarze: