Jak zgubić się na prostej drodze?Krótka instrukcja ;)

1/13/2014 9 Komentarze

Wczoraj po południu, za sprawą mojej wspaniałej małżonki, spora część fejsbukowego światka miała okazję (i tez dobry powód!) do uśmiechu. Ba! Mogę się założyć, że niektórzy mieli świetny ubaw! A to wszystko z powodu mojej skromnej osoby i pewnego pomysłu.
A tak! Wymyśliłem sobie, że wrócę z pracy biegiem. Wiadomo, niedziela = długie wybieganie, trening będzie idealny. Z miejsca pracy do domu mam około 27km, drogą techniczną wzdłuż ekspresowej S7. 

Skończywszy pracę, przebrałem się, ciuchy zapakowałem do plecaka (wcześniej tylko oddałem żonie kurtkę z portfelem i dokumentami, żeby tego nie targać...) i biegnę.

Pierwsze 9km biegło się całkiem nieźle, trochę przeszkadzał wiatr wiejący w twarz, no ale trudno. Warunki są jakie są, a biec trzeba.
Po 9km, zaczęły się małe schody (tak myślałem, że małe), otóż moja techniczna droga skończyła się. A, że biegłem nie po tej stronie co trzeba i nie chciało mi się już wracać do miejsca gdzie mogę przeciąć S7, stwierdziłem, że pobiegnę kawałek drogą leśną, przeskoczę jakoś przez węzeł komunikacyjny, a dalej to już prosta droga.


 
W lesie biegło się całkiem przyjemnie, niezła droga, muzyka na uszach, biegnę wzdłuż ekspresówki, tyle, że lasem, pełen luz... Po jakimś czasie stwierdziłem, że warto już z tego lasu wybiec, znalazłem odpowiednie miejsce i myk, jestem z powrotem na drodze technicznej. Geniusz ze mnie! Przekonany o swej nieomylności, pobiegłem jakieś 6km. Wszystko było super, do momentu gdy ujrzałem przejazd kolejowy i tablicę KOSTOMŁOTY. No jak kurde Kostomłoty?!!!Przecież to nie w tę stronę! Spojrzałem na tablicę przy S7, a tam WIELKIMI LITERAMI STOI "KRAKÓW"!W sensie, że to kierunek na Kraków! Odwracam się, a za mną znak "Skarżysko 31km" No kur...dę! Jak ja to zrobiłem?!
W sumie to nawet nie byłem zły, śmiałem się sam z siebie ;)  Na szczęście mam kochaną żonę, która służyła mi wczoraj za pomoc techniczną, i uratowała mnie przed zrobieniem treningowo dystansu ultra. Wcześniej nie omieszkała wyśmiać mnie w sieci ;) Z resztą, chyba słusznie.
Po dotarciu na miejsce spotkania z Karoliną, miałem już 23km, więc trening zaliczony ;) 

A! Na koniec jeszcze rozmowa z dyżurną ruchu na stacji w Kostomłotach:

Dyżurna: Co tak latasz wte i wewte (w te i we w tę)?
Ja: eee trochę się zgubiłem...
D:A gdzie lecisz?
Ja:Suchedniów
D: Yyy toż to w drugą stronę!
Ja: No, już wiem ;)
D: To nie leć, zaraz będzie pociąg!
w myślach: W sumie...niezły pomysł...Kur...! Nie mam portfela!
Ja:...Eee, nie pobiegnę sobie ;)

9 komentarzy:

  1. Piękna opowieść. A myślałem, że taki gadżeciarz jak Ty jest obwieszony 7 GPS? W zegarku, w telefonie, w majtkach. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemek, nawet najlepszy gadżet nie powie ci "kretynie, pomyliłeś kierunki!' ;)

      Usuń
  2. Niesamowite, trochę mnie pociesza po tym jak dzisiaj przybiegłem do pracy i okazało się że nie mam spodni na przebranie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przygody, przygody:) mi osobiście często zdarza się, że dobiegnę gdzieś i nie wiem gdzie jestem (potem zastanawiam się po co sprawdzałam w domu trasę? strata czasu a wyszło na to samo:)) i dzwonię do swojego faceta, żeby znawigował mnie jakoś do domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się cieszę, bo od jakiegoś czasu znowu biegam z telefonem... ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Zdarzyło mi się, że GPS wyprowadził mnie w pole ;) dosłownie... ale kierunku jeszcze nie pomyliłem :) Najważniejsze, że trening zrobiony!!

    OdpowiedzUsuń